Słyszała pojedyncze głosy. Machnęła bezradnie ogonem. Podniosła się i zaczęła iść przed siebie. Wyczuła tygrysa. Uśmiechnęła się chytrze i nadal szła. Ujrzała niedaleko grupkę tygrysów. Przywarła nisko ziemi i zaczęła biec. Skoczyła na jednego i zaczęła się z nim siłować. Tygrys widział jej kalectwo, jednak nie dał się zabić. Wyrwał się jej i zaczął ją przyduszać. Spojrzała mu głęboko w oczy. Ten jakby znieruchomiał. Tak, jeszcze chwila i by nieżył. Jednak ona od razu nie zabija. Znów go przycisnęła do ziemi. Mimo jednej łapy on nie wyrywał się. W końcu wadera zeskoczyła z niego, a gdy ten podnosił się, ta skoczyła na niego, wgryzając mu się w kark. Szarpał się przez chwilę, po chwili leżał zabity. Uśmiechnęła się i zanurzyła kły w jego cielsku. Po chwili wyciągnęła pysk z kawałkiem mięsa, które szybko zjadła. Na całym pysku miała krew. Tak, to był raj dla niej. Rozejrzała się. Może będzie więcej tych tygrysów? Zaczęła iść, drepcząc po zabitym ciele. Łapy również miała całe we krwi. Ujrzała tygrysy. Te, widząc krew jednego ze swoich zaczęły ją otaczać. Ciekawa sytuacja. Oczy zmieniły kolor na czerwone, wyszczerzyła kły i zaczęła warczeć. Od tyłu jeden skoczył. Ta nagle padła na ziemię, ten przeleciał nad nią i spadł na dwa przed waderą. Jej kły błyszczały w słońcu na czerwono. Trzy odbiegły. Zostało z siedem? Nie wie, nikt nie wie. Po chwili poczuła ostry ból na grzbiecie. Jeden z kotowatych skoczył na nią i przejechał mocno pazurami. Zaskowyczała. Zrzuciła go z siebie, chociaż ten był cięższy. Miała ochotę teraz użyć burzliwości, tak by sobie z chęcią popatrzyła jak się pieczą. Przecież taka walka bez mocy była fajniejsza. Machała ogonem, w końcu skoczyła na dwóch, jednego przydusiła przednią łapą, drugiego tylnymi. Zaczęły się wyrywać. Wadera je puściła. Wszystkie siedem rzuciło się na nią, zdawać by się mogło, że nie ma szans z nimi. Po chwili wszystkie tygrysy zostały odrzucone w drzewa. Wadera była cała we krwi. Nie jej, tylko zwierząt. Podniosła się i otrzepała, następnie podeszła do kotowatych i obrzuciła je gardzącym spojrzeniem. Uśmiechnęła się podle i machnęła ogonem. Na jej ciele nie było już tyle krwi, nadal się uśmiechała. Jej oczy powoli wracały do normalności. Machnęła ogonem i obrzuciła spojrzeniem grupkę wilków, jakby nie wierzyli, że ona, bez jednego oka i jednej łapy nie da rady z tyloma tygrysami. Ziewnęła. Krew powoli kapała z jej kłów na ziemię. Położyła się, ułożyła łeb na łapach, ziewnęła i usnęła.