Przez miesiac zesztywnialem jak kamien o wilkopodobnym ksztalcie. Prawdopodobnie nawet nie oddychalem, nie mozna by tez powiedziec, zebym myslal o czyms przez ten jakze dlugi szmat czasu. (xD)
Wyprostowałam się. Idąc tak przed siebie wpadłam w króliczą norę. Wsadziłam tam pysk. - Haaaloooo, króliiiiczkiiii - powiedziałam, ażeby tam daleko usłyszeli.
Zerknalem na Karo, ale nic nie powiedzialem. W koncu co sie bede wtracac w nieswoje sprawy. Spojrzalem na slonce bialymi oczami, lekki wiatr rozwiewal moie jaskrawe futro. Nagle rzucilo sie na mnie cos, co mialo najwyzej 1/4 mojej masy. Nie zebym byl jakis tlusty, czy cos, ale miesnie i futro sprawialy, ze bylem naprawde wielki. Jak auto, moze troche wiekszy. Wyplatalem sie z gaszczy, w ktore wpadlem i zobaczylem, ze wlecial na mnie z rozpedu wilk. Nie rozpoznalem go, ale wydalalo mi sie, ze gdzies go jednak widzialem. Wilk otrzepal sie i zaczal przepraszac mnie, jednoczesnie zakladajac na glowe brazowy kapelusz kowbojski roza za paskiem. Basior rozejrzal sie - wciaz przepraszajac - i zamarl nagle, widzac Karo.
- Agr, żadnych królików - zaklęłam, podnosząc łeb. Rozejrzałam się (jednym okiem) i zobaczyłam Ian'a. Zamarłam, jak tedy, w bezruchu. Łapa, znaczy pozostałość po łapie była uniesiona w górę, jakbym była psem, który coś wytropił.
Basior zastal sie podobnej pozycji, znaczy z lapa na kapeluszu i z pol otwartym pyskiem. Patrzylem na zastane w bezruchu postacie z lekkim rozbawieniem malujacym sie na moim pysku.
Zasmialem sie tylko bezglosnie i pokrecilem glowa w rozbawieniu. Wilk usiadl, jakby nie mogl juz dluzej ustac. Zamknal pysk i uniosl brew, o ile wilki takowe maja.
*E, ten... Niromir.*, przeslalem basiorowi mysl. *Ian*, odeslal wilk, znaczy Ian, bo co bede o nim myslal jak o bezimiennym. Ian na slowa Karo uniosl tylko jeszcze druga brew. - Zebys wiedziala, nie na codzien spotyka sie wadere o jednym oku i trzech lapach, ktora uciekla z watahy, by miec jeszcze jednego szczeniaka. A wszystko po to by zrobic na zlosc swojemy partnerowi. - mruknal bez wyrazu pyska. Ustawilem wokol swojego umyslu biala sciane, by nie wtracac sie w ich sprawy. Przeslal mi za to wyrazy wdziecznosci. Odwzajemnilem myslowy "usmiech" i usiadlem, spogladajac to na jedno, to na drugie.
'Cholera jasna, skąd on o tym wie?' - pomyślałam. Super, nie tak to sobie wyobraziłam. W ogóle, on przyszedł tu tylko dlatego, żeby mnie opierdolić? (taaq, lubię przeklinać xD). - No świetnie, że akurat zjawiasz akurat się w tym momencie, kiedy wszystko prawie jest cacy. Mogłeś się zjawić, jak Ciebie na serio potrzebowałam, a nie do jasnej cholery prosić o pomoc innych? Ciekawe, jakbyś zareagował, gdybym TO JA spłonęła w tym pieprzonym wulkanie, a nie ON. Gdyby nie Nir i Lav, teraz bym nie darła się na Ciebie. A Ty? Pewnie sobie siedziałeś w pałacu, przechadzałeś się korytarzami i tak dalej. Albo może jeszcze byłeś w Meksyku, bo na co dzień nie sprzedają takich kapeluszy. Może jeszcze zaraz przyleci tutaj wózek z taco - warknęłam. Sierść zamiast podchodzić w kolor niebieski, zaczęła czernieć. 'Opanuj się Karo, opanuj' - pomyślałam, oddychając ciężko. - Mogłam umrzeć tutaj wiele, wiele razy, a Ty już mnie opierniczasz za to, że straciłam oko i łapę, broniąc własnego życia, ale niee, bo wszystko do jasnej cholery robię źle! - teraz to już się zdenerwowałam. Spojrzałam w stronę Nir'a. Potem moje jedyne oko powędrowało na Ian'a. No, nieźle. Jeszcze brakuje tego. - Specjalnie nie uciekłam - starałam się nieco uspokoić. - Nie pozwoliłabym, żebyś zginął. ON tego chciał. A Kaira gdzieś się błąka, uciekła mi. W cale nie jestem dobrą matką. Nawet partnerką (taka część nerki.. ale suchar .___. < cytując Daiichi'ego z Lobo). Więc nie rozumiem, co Ty tutaj do jasnej ciasnej robisz? Wooow, się rozpisałam .c.
Ian prychnal. - Ta, jasne, zwalaj wszystko na mnie. Pojawiam sie nie w tym momencie. W ogole sie nie pojawiam. Tak zle i tak nie dobrze. Oczywiscie, ze nie zjawilem sie, kiedy mnie potrzebowalas, bo nie prosilas, a skad ja, do jasnej popielatej w kratke, mialem wiedziec, ze potrzebujesz pomocy? Przeciez twoja duma i twoje ego sa zbyt wielkie, by prosic kogokolwiek o pomoc, dla Ciebie to upokorzenie jest... Podnioslem lape by sie wtracic i Ian umilkl. - Yghy, cytuje: "Gdyby nie Nir i Lav, teraz bym nie darla sie na Ciebie". Wiec to moja wina? - machnalem ogonem. Ian podjal przerwana wypowiedz. - A co do tego chodzenia po korytarzach w palacu, to nie mysl sobie, ze tak latwo jest. Nie zostalem tam wcale dluzej niz Ty. Poszedlem Cie szukac, ale Ty, naturellement, kiedy tylko mnie widzisz, zastanawiasz sie, jak mnie zranic. Jak mi dopiec, zebym mial wyrzuty sumienia, jakbym to ja cie porzucil. Jasne, palac, Meksyk, co jeszcze? Kapelusz jest od siostry, roza miala byc dla Ciebie, na przeprosiny - chociaz nie wiem, dlaczego to JA mialbym Cie przepraszac. I niby jak bys nie pozwolila, zebym zginal? Samotnie? No, na pewno. Chyba wlasnie dlatego probowalem Cie odnazezc, nie? Razem, czy tam w grupie latwiej. - Ian usiadl obok mnie. Zauwazylem, ze roza nie byla zwykla, caly czas miala piekne szkarlatne platki, ktore do wnetrza kwiatu robily sie burgundowe. Taa... xD
Rozjaśniałam. Łza kręciła mi się w oku. Westchnęłam. Podniosłam się i odeszłam. - 'Duma i ego są zbyt wielkie, by prosić kogokolwiek o pomoc' - prychnęłam cicho pod nosem. Szłam przed siebie. Nie miałam ochoty już się kłócić. Położyłam się pod jakimś drzewem (o ile tam jakieś jest xd). Położyłam łeb na łapach. Zaklęłam. 'Idiotka z Ciebie, Karo. Nic nie umiesz dobrze zrobić' - pomyślałam. - Niech nie wie nikt.. nie zdradzaj nic.. żadnych uczuć.. od teraz tak masz żyć.. - westchnęłam cicho pod nosem. - Debilko, najlepiej będzie jak nic nie będziesz mówiła - nie mówiłam głośno. Kilka łez spłynęło na ziemię, na źdźbła trawy.
Pojawiłem się, z radosnym uśmiechem na pysku, który natychmiast mi jednak zrzedł, gdy zobaczyłem płaczącą Karo, Nira i jakiegoś obcego gościa. -Ee... To ja chyba, ten... nie w porę...
- No i masz. - mruknalem. - Doprowadziles ja do placzu. Tera masz za co przepraszac. - Ona raczej tez. - mruknal Ian, ale podszedl do Karo i usiadl z westchnieniem obok niej. - Przepraszam. Nie o to mi chodzilo. Chcialem tylko powiedziec, ze moglas wezwac mnie jakos czy cos. Teraz juz na pewno zaprzepascilem szanse, zebys mi wybaczyla? - *Chociaz nie wiem, za co...*, uslyszalem jego mysl, choc nie byla wyslana do mnie. Po prostu myslal i chyba staral sie zrozumiec. Kiepsko mu szlo. Odbilem sie tylnimi nogami z pol przysiadu i znalazlem sie w jakby malej dolince za pagorkiem, na ktorym wczesniej stalem. Polozylem sie. Ian z nadzieja przygryzl warge i podsunal lapa magiczna roze blizej Karo. Dzia xD
Musiałam obrócić głowę, ażeby spojrzeć na niego (xD). - J-ja t-też przepraszam - powiedziałam cicho. - Jestem głupia i tyle - dodałam ciszej. Podniosłam się ostrożnie. Przytuliłam go, lekko chwiejąc się, bo nie jest łatwo utrzymać się na trzech łapach.
Ian podtrzymal Karo, odwzajemniajac uscisk. Podal jej roze. - Nie jestes glupia. - *Ja to umiem pocieszac...*, tym razem uslyszalem mysl wyslana do mnie. Zasmialem sie w odpowiedzi, wiedzac, ze Ian uslyszy to w swojej glowie. Odwrocilem sie do Lav'a, otwierajac oczy. - To Ian. Partner Karo. A 'as zur Utmpel' znaczy tyle co 'do swiatel'. Powtarzam sobie slowka z niemieckiego. Kiedy ja sie tego uczylem... (xD)
Westchnelam. Zrobilo sie troche chlodno. Nie poruszylam sie. -A w ogole, to jakim cudem mnie rozpoznales? Kazdy blizszy znajomy nie wiedzialby, ze ta biala wadera z trzema lapami i jednym okiem to ja.