Wadera wbiegła. Rozejrzała się i zaczęła zwinnie biegać między drzewami. Miała ochotę jak najdalej uciec stamtąd. Nikt jej nie rozumiał. Uciekła od posady Alphy, uciekła od partnera i od dziecka. Miała wszystkiego dość. Po chwili biegu zahamowała i westchnęła.
- Przegięli pałę. Wszyscy.. - szeptała zdyszana, jakby planowała zemstę. - Nie wrócę tam, bo nie mam jak. Ale zostanę tutaj. Chyba sobie poradzę. Nie w takich sytuacjach dawałam radę.. Rozejrzała się. Podniosła się i zaczęła znów biec. Szukała czegoś. A może kogoś. Kogoś, z kim mogłaby porozmawiać.
Jej prawe ucho zaczęło świecić.. 'Ktoś tu jest' - pomyślała, biegnąc cicho przed siebie. W końcu dobiegła do strumyczka, gdzie się zatrzymała. Podeszła do wody i zaczęła się gapić w nią. - Przecież jestem identyczna. Ciekawe, czemu mnie nie chcą.. - mruknęła, przysuwając pysk bliżej wody.
Przyspieszylem nieco, galopowalem teraz przez dzungle powiewajac ogonem i futrem u przednich lap. Doslownie galopowalem, gdyz zamiast tylnich lap mialem kopyta. Cichy tetent roznosil sie wsrod drzew.
Odsunęła łeb od wody. Wyciągnęła spory kij i powoli weszła na niego łapami, po czym skuliła się jak jakaś kulka, trzymając się jedną łapą na patyku. Nie ruszała się, patyk nawet się nie uginał pod jej ciężarem.
Lawirowalem pomiedzy drzewami, nadal patrzac sie w gore. Bieglem cicho, prawie bezszelestnie, ale tylko prawie, gdyz nie staralem sie jakos specjalnie ukryc swoja obecnosc. Podejrzewalem, ze nie jestem tu sam, ale nie obchodzilo mnie to zbytnio.
Z biegu, nie zatrzymujac sie, skoczylem na jedno z rozlozystych, wielkich drzew, ktorych konary zaczynaly sie okolo 3 metry nad ziemia. Usadowilem sie wsrod galezi, po czym polozylem sie.
Zeszła powoli z patyka. Ta pozycja jej przeszkadzała. Po chwili jej oczy zabłysnęły zielenią. Była zdenerwowana. Rzuciła patyka kilka metrów dalej, ten się rozłamał na połowę, gdy uderzył w drzewo.
Spojrzalem powoli w strone, z ktorej wylecial patyk. Obojetnie wypatrzylem wadere, machnalem dlugim ogonem i zeskoczylem z drzewa, oddalajac sie dlugimi susami.
Wadera podniosła swe wielkie cielsko. Zastrzygła swymi biało-czarnymi paskowatymi uszkami. Zaczęła iść przed siebie, gapiąc się w drzewa. W końcu ujrzała basiora, który wyglądał jak jakiś dziwak. Parsknęła małym śmiechem i nadal szła przed siebie. Machała lekko ogonem. - Raz, dwa Raz, dwa
Mam jedną pierdoloną schizofrenię Zaburzenia emocjonalne, proszę puść to na antenie Powiem Ci że to fakt, powiesz mi, że to obciach Pierdolę Cię, i tak rozejdzie się po łokciach Bo ja jestem Bogiem, uświadom to sobie (sobie) Słyszysz słowa, od których włos jeży się na głowie O rany, rany, jestem niepokonany Ha I Pe Ha O Pe bez reszty oddany Przejebany, potencjał niewyczerpany Chyba w DNA on był mi dany Czekaj Fokus, Rah, jeszcze oszaleją wszystkie pizdy Gdy poznają mój urok osobisty Duszę artysty, to jaki jestem skromny i bystry Szczery do bólu, że aż przezroczysty i Wiesz co mnie boli? Że w głowach się pierdoli Zakłócony pokój ludziom dobrej woli.
Jestem bogiem! Uświadom to sobie, sobie Ty też jesteś bogiem! Tylko wyobraź to sobie, sobie
W pełni poczytalny, za czyny swe odpowiedzialny Jak dym nieprzemakalny, pędzi tu jak halny Wyprzedza świat realny, nawiedza wirtualny System binarny, materiał łatwopalny Da przepływ momentalny energii, cios werbalny Kandydat potencjalny na występ teatralny Doznaje szoku w 2000 roku, za to spalmy Pora na elaborat eksperymentalny W sposób niekonwencjonalny głoszę treści, słuchaj proszę Trafiam Cię w punkt centralny, wiedz, że niepewności spłoszę Nastroszę się, gniew boski jest nieobliczalny Unoszę Cię, z góry widok kapitalny I idealny obraz, jak krajobraz tropikalny Monstrualny krach! Rah nieprzewidywalny
Jestem bogiem! Uświadom to sobie, sobie Ty też jesteś bogiem! Tylko wyobraź to sobie, sobie
Widzę, widzę, widzę więcej Wiem więcej, tak to jest mniej więcej Uczę się sztuki życia, hip hop to mój sensei I rzuca tym, a to jak kauczuk Czysta technika, żadnego fałszu Niuanse, sensacyjne seanse W bezsensie sens jest jedynym awansem Balansem w naturze, równowagi korekta Unoszę się ponad to na specjalnych efektach Cel - eS eM O Ka na kartki biel A eN Be eL O Ka E Jot Be E eL Lekko jak hel napełniam trwogą I zapewniam, jak wrogom kontakt z podłogą Twą dozgonną chęć dorównania swym bogom Ogrom PFK podąża swą drogą Przysięgam na ogon, uwierzysz w co zechcę A poczujesz jeszcze od tych lepsze dreszcze
Jestem bogiem! Uświadom to sobie,sobie Ty też jesteś bogiem! Tylko wyobraź to sobie,sobie - zaczęła nucić.
I znów wyczuła jakiegoś wilka. Przewaliła oczami, nadal biegnąc. Po chwili zawróciła i po chwili pojawiła się pod drzewem, na którym siedział zmutowany wilk. Stanęła jak wryta, nie poruszając się. - Ej halooo! Ty na górze! Jakiś ty dziiiiiiwnyyy! - krzyknęła, przewracając się ze śmiechu.
- A mnie tak obchodzi twoje zdanie, jak wół do karety! Może to słabe porównanie, ale co mi tam.. - zaśmiała się i zaczęła iść dumnie przed siebie. Nie miała pojęcia, że on też był Alphą. Nic ją nie obchodziło. Przystanęła znów przy wodzie i usiadła na głazie.
Obserwowałam waderę. Nie podeszłam bliżej tylko siedziałam jak wmurowana. Nieruchoma bardziej przypominałam posąg niż wilka. Może dlatego że jakiś owad usiadł sobie na moim nosie i nie strząchnęłam go.
Teraz ją olśniło - jak i gdzie? I z kim? No dobra, możliwe iż z Ian'em. Przecież niedawno zwiała, miała z nim kilka razy do czynienia. Ciekawe. Zamrugała oczyma. Teraz to może go przyprawić o zawał bądź o wielką nerwicę i ka bum, Karo nie żyje.
Przestałam się turlać, ledwo co... Ale wstałam. -Mika pika sika fika kika!- Chciałam coś powiedzieć, ale chyba nie wyszło, zaczęłam krążyć wokół mamy z miną srającej godzilli.
Zakrecilem, biegnac teraz galopem w przeciwna strone. Przemknalem obok basiora, ktory rozgladal sie po lesie. Zatrzymalem sie kilka metrow dalej i podszedlem do niego. Mialem dziwna pewnosc, ze go znam.
Spojrzałem na wil... chybrydę. Z początku go nie rozpoznałem. A jednak po chwili moje oczy lekko się rozszerzyły, a na pysku wykwitł uśmiech. -Heja Nir. Nieźle się trzymasz.
Parsknalem. Usmiechnalem sie szeroko, co wygladalo nieco potwornie, gdyz pysk mialem dlugi, a koniec ust prawie pod oczami. - Witaj, Lav. Milo cie widziec. - moje dlugie uszy uniosly sie nieco. - Ty tez dobrze sie trzymasz...
Zmruzylem oczy. - Niezbyt grozna? Nigdy nie mozesz byc pewien. To moze byc smiertelne - jak rak. Najpierw nic sie nie dzieje, a potem tracisz wszystko po kolei.
Nagle wokol zrobilo sie ciemniej, jakby cos przyslonilo slonce. Poczulem, ze opuszczaja mnie sily. Rozejrzalem sie. Z mojej lewej strony, a z prawej Lav'a, klebila sie gesta ciemnosc, jak kurz. Z tej ciemnosci wyskoczyly nagle trzy wilki. Rozpoznalem w nich basiory: Garlosa, Delby'ego i ich Alphe, Zafoona. Alpha trzymal w pysku cos na ksztalt dlugiej zlotej piki z zabkowanym ostrzem. Lav: No ju, ju xD
Spojrzałem na nich, ale, nie wiedzieć czemu, czy przez jakieś moce czy co, nie mogłem zareagować. Mogłem tylko patrzyć. __________________________ To szabla, matołku >.<
Wilki podeszly blizej. Warknalem glucho, widzac drwiacy usmieszek na pysku Zafoona. Chcialem skoczyc na niego, lecz nie moglem. Alpha zblizyl sie jeszcze bardziej. _________________ Alez matolku, nie chodzi mi o twoja szable =3
Warknalem raz jeszcze. Zafoon usmiechnal sie szeroko i kpiaco. Polozyl lance na ziemi i dotknal ja lekko lapa. Przez chwile nic sie nie dzialo, po czym bron jakby stopila sie. Po chwili na ziemi lezala szabla. Szabla Laveona.
Warknąłem, niemalże dławiąc się wściekłością. Ten [cenzura] ukradł mi szablę, to on musiał być tym, który napadł na mój statek, zabił załogę, zniszczył okręt, a na koniec uciekł z moją szablą, jakby tylko o to chodziło. Owszem, nie była to zwyczajna szabla, ale były lepsze: słyszałem o takiej, która za jednego zabitego dawała dwie złote monety, lub o takiej, która mogła przeciąć wszystko.
Zafoon usmiechal sie tak szeroko, ze zrobilo mi sie niedobrze z wscieklosci i niepokoju. Bylo jasne, ze Alpha cieszy sie z widocznej - i bezsilnej - wscieklosci Lav'a. Zaczalem walczyc z krepujacymi mnie niematerialnymi wiezami, ale nic to nie dawalo. Zafoon spojrzal na mnie - wciaz trzymajac lape na szabli, jakby chcial tym jeszcze bardziej rozwscieczyc Lav'a - a wiezy zacisnely sie mocniej. - Nie, nie, nie. Ty sie nie ruszasz, bo twoj przyjaciel zginie. To znaczy, zginie tak czy siak, ale jednak... - Zafoon zrobil jakby zdumiona mine i otworzyl szerzej oczy.
Nieco się uspokoiłem, miałem nadzieję, że uda mi się w porę wyswobodzić i zabić tego drania, zanim zabije Niromira, ostatecznie całe życie przed nim...
Parsknalem w mysli. *Cale zycie przede mna? Chyba za mna...*, mruknalem do Lav'a, usilnie starajac sie przewrocic oczami. *Zapominasz, ze ja tylko... Ekhm... Wygladam na dwa lata. Ty za to jestes samoistnie mlody.*. Zafoon przesunal lapa po szabli, przekrecajac glowe na bok, jakby sie nad czyms zastanawial. xD
Zafoon podniosl powoli szable, ogladajac ja ze wszystkich stron. Po chwili szybko wycelowal ja w Lav'a, celujac w serce. Zatrzymal jednak bron milimetr przed cialem basiora.
Wadera weszła powoli, jakaś bez humoru. Nie wiadomo czemu była obrażona na cały świat. Westchnęła i znów zaczęła biec, aby zapomnieć o swych problemach. Biegła cicho, bezszelestnie. Nie obchodziło ją, czy ktoś tu jest czy też nie. Machnęła ogonem i zakręciła zwinnie za rozłożystym drzewem, obok którego znajdował się wodospad. Dobiegła tam i omal nie wpadając do wody zatrzymała się. Spojrzała na wodę i zaczerpnęła kilka łyków.
Zafoon usmiechnal sie szeroko. Z jego krtani wydobyl sie demoniczny smiech, jakby skowyt i wycie jednoczesnie. Delby i Garlos zawtorowaly mu. Zafoon odgial leb do tylu, po czym zadal silny cios szabla w serce Lav'a.
Usłyszała coś, jakby skowyt. - Tarcza.. - szepnęła i zaczęła się skradać w rytm 'Różowej Pantery'. W końcu doszła do jakiejś 'polanki', gdzie znajdowało się kilku basiorów i ten śmieszny wilk. Powstrzymała śmiech, żeby się nie ujawnić. Spoglądała na nich. Nie wiadomo czemu miała ochotę kogoś zaatakować, zamordować, wyciągnąć jego wnętrzności, zawiązać wokół szyi i powiesić na drzewie.
Wyrwalem sie do przodu, ale wciaz powstrzymywala mnie moc. Warknalem przeciagle do basiorow i zaskowyczalem do Lav'a, co mialo oznajmiac , zeby sie trzymal, nie umieral.
Łatwo powiedzieć, chciałem pomyśleć. Ale nawet to sprawiało ból, więc ''zamilkłem''. Charknąłem jeszcze raz, wyciekło mi z pyska więcej krwi. ____________________ Łok, mogą iść, tylko szabli niech nie wyjmują...xD
Spojrzała dziwnie na basiora z szablą w sobie. Prawie wybuchła śmiechem, cudem go powstrzymała. Jednak nadal miała ochotę kogoś zaatakować, kiedy to ona robiła.. Krew, jeśli by była, była by wojownicza. Ale ona nie ma krwi, nawet nieśmiertelna jest, ale co jej tam, może powalczyć. Ale jak to się robiło..?
Zafoon zawyl jeszcze raz z triumfem i rozplynal sie w ciemnosci, dwa basiory takze. Zrobilo sie jasniej, a ja znow moglem sie poruszac. Podbieglem do Lav'a. Podtrzymalem go, by nie musial sie zbytnio wysilac.
Prychnąłem jeszcze raz krwią, ale nie czułem, żebym umierał. Chociaż wyraźnie czułem, że moje serce jest rozerwane na dwie części, dwa żebra przecięte, jedno zgruchotane, mięśnie, tłuszcz i inne tkanki rozerwane, a jednak nie widziałem ciemnego tunelu ze światełkiem, życia w kalejdoskopie (a szkoda, bo byłem pewny, że wszystkie te moje przygody by się nadawały świetnie na film), aniołów, ani, całe szczęście, diabłów czy demonów.
Po chwili jednak wróciła do wodospadu. Czuła, że ktoś się zbliża. Po chwili jednak pojawił się ten, którego ona znienawidziła. - Odejdź pusty łbie.. - warknęła, odwracając się. - A bo co mi zrobisz? Znów się przewrócisz? - wybuchł śmiechem, aczkolwiek wadera nie pamiętała jego imienia. - Odwal się, bo.. - Bo? Bo co mi zrobisz? Zauważ, że jestem częściowo duchem, nie możesz mnie dotknąć, ale ja mogę cię. - A weź się odwal, boś taki straszny, że masakra. - Nie jesteś już tu bezpieczna, nie ma twojego partnera! - Sama odeszłam. Hello! I tak Ian czasem działał mi na nerwy. Ale nie tak bardzo, jak ty! - zaczęła głośniej warczeć, miała ochotę rzucić się na niego. - Ojoj, psinka się zdenerwowała? Też mi coś. - Nie jestem żadna psinka.. - zaklęła po chwili, gdyby miała więcej sił użyłaby burzliwości, ale w tedy mogłoby to doprowadzić do destrukcji jej organizmu.
Unioslem brew. - Eee... - mruknalem tylko, nie bardzo wiedzac co zrobic. W koncu zarzucilem sobie Lav'a na grzbiet i wyszedlem, ignorujac wadere i basiora.
Basior nagle zniknął. Po chwili Karo znalazła się w powietrzu, zupełnie jak opętana. - Puszczaj! To.. to boli! - krzyknęła z lekkim przerażeniem w głosie. - Nie! Puszczę cię, jak zostaniesz znów moją partnerką! - zaśmiał się - Nigdy! Nigdy, nigdy nie zdradzę Ian'a, nawet jeśli dzielą nas tysiące kilometrów, a może i więcej! Zauważ, że to dzięki niemu zawsze miałam łapę całą, zawsze byłam cala i pełna sił! Nie pozwolę, żebyś zniszczył mnie! - Jak pani woli! - krzyknął i rzucił waderą gdzieś daleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeko (wyszła).
Machnęłam łbem za nim. Moje nie widome oczy się obróciły. Wyczułam znów tą woń. Podniosłam się szybko i zjeżyłam sierść. Z krzaków wyszedł ten drań i kilku innych. Zaklęłam pod nosem. Zaśmiał się. -Czego tu szukasz?-warknęłam obnarząjąć kły. Machnęłam ogonem. -Tylko czekałem, aż se pójdzie-powiedział ___________________________________________ A że mi się nudzi to se popisze sama z soba XD
-Czego?-powtórzyłam Zaśmiał się złośliwie. -Odpłacisz za wszystko...-powiedział -Nie wystarczy, że jestem ślepa?!-krzyknęłam. -Nieee...-warknął. Jeden z nich rzucił się na mnie. Złapałam go za gardziel i i zabiłam. Rzuciłam jego ciało na jednego z nich. -Kto następny?-spytałam. Szczerząc się jak psychopatka.
Oblizałam pysk. Rzuciłam się na następnego i zabiłam. Rozerwałam jego. Zaśmiałam się jak psychopatka.Następny podszedł od tyłu. Drapnęłam go a ten zaczął się zwijać z bólu.
Następny się rzucił i mnie powalił. Warknęłam i wgryzłam mu się w łapę. Ten zaskomlał i mnie puścił. Zdąrzyłam go w tym czasie rzucić do tyłu. Podniosłam się. ______________________________ Spox tylko poznasz ją jako psychopatkę ;-;
Jeden uciekł z podkulonym ogonem ze strachu. W końcu ten drań się zirytował i rzucił się na mnie z 3 innymi. Próbowałam się wyrwać. -Cholera-syknęłam. -Ah.. I cóż teraz zrobisz? Nikt Ci nie pomoże-zaśmiał się i jego zęby przybliżały się do mojego gardła.
Wszedłem. Stanąłem jak wryty na widok obcego, po czym rzuciłem się na niego, zwalając z Kuri i przygważdżając do ziemi. ______________________________ Jakby coś nie pasiło, to mów, to poprawię ._.
-Będzie łatwiej z tymi dwoma-powiedziałam. W końcu udało mi się wyrwać mu i rzuciłam się Asisowi do gardła. Poczułam tylko w pysku... drewno! -Cholera znów to zrobił!-warknęłam. Stanęłam i czekałam aż zaatakuje. _______________________________ Spx tylko największego drania zostaw i uważaj on się podmienia
Kręciłam łbem w jedną to w drugą. -Gdzieś się schował? Znajdę Cię...-zaśmiałam się. W tym czasie rzucił się na mnie nie dobitek. Złapałam go za gardło i dobiłam.
Wyszczerzyłam się jak za pierwszym razem. Z grzbietu leciała krew po ugryzieniach i zadrapaniach. Machnęłam ogonem. W końcu rzucił się na mnie. I złapał za gardło i nie chciał puścić. Skoczyłam na grzbiet uderzając nim o ziemię. Na Lav'a rzucił się jeden i złapał za gardło.
Wbiłam pazury w boki basiora i znów się podmienił. Z daleka usłyszałam wycie....uciekł. Podniosłam się zakrwawiona, po chwili jednak osunęłam się na ziemie. Leżałam głośno dysząc.
-Nie trzeba. Dam radę...Tylko mnie podrapali i pogryźli.... Skoro udało im się mnie oślepić to takie rany nic mi nie zrobię-powiedziałam. Jednak rady się podnieść nawet nie próbowałam. Wiedziałam, że jeśli spróbuję wstać to może być bardzo źle.
-Nie mam pojęcia... Cofnij czas do tego jak byłam szczenięciem... Ale tego się nie cofnie. Nie ma jak-powiedziałam dość ponuro. -I tak wystarczy, że przyszedłeś w porę...
Poruszyłam uchem. I się podniosłam powoli. -Nie jest tak źle. W sumie jesteś jedynym wilkiem, który odważył się do mnie podejść-powiedziałam z pewnym zdziwieniem jak i z lekką.... radością?...Sama nie wiedziałam.
-Hmmm pomyślmy...Bo jestem morderczynią i psychopatką? Bo wymordowałam tysiące wilków? Bo nie potrafię jeszcze za dobrze panować nad swoją mocą?-wyliczałam po kolei
-Ja też dużo wilków wymordowałem. Byłem... pff... jestem piratem. I jestem chory psychicznie - ale stabilny. I połowy swoich mocy nie znam i nie umiem. I umieram.
-To żeś mi teraz dowalił.-stwierdziłam. Poruszyłam uchem. Jakieś 40 metrów na NE pasło się stado sarenek. -To patrz i się ucz... Od ślepoty-zaśmiałam się. Przeszłam se około 20 metrów i schowałam za drzewem. Najbliższa sarna pasła się niedaleko. Ruszyłam dość szybko. Na intuicję ciężko się biegło. Zrobiłam jeszcze 5 susów i wyskoczyłam w powietrze. Zgrabnie wylądowałam na jelenia. Zawisłam mu na gardzieli mocno ją dusząc. Kły się już dotykały. Jeleń padł martwy. Zaciągnęłam go z powrotem do Lav'a. I puściłam zdobycz przed nim. -I co? Nadal uważasz, że ja nie dam rady? Gorzej z chodzeniem.-powiedziałam i siadłam.
Ból się nasilił, w końcu był tak silny, że padłem bez tchu na ziemię. Szabla w kontakcie z ziemią obruszyła się w moim ciele, wypadając z rany na trawę. Na chwilę straciłem przytomność z bólu, zaraz jednak się ocknąłem.
Wkuśtykałam,przewracając się o jakiś korzeń...nie zwróciłam uwagi na inne wilki,ale jak je zobaczyłam to cicho pisnęłam i teleportowałam się na najbliższe drzewo.
-Nie chcę, ale muszę. - prychnąłem, krwią też. -Moja szabla jest nie do pokonania, szczeniaku. Ale żeby tak własnego pana... No nie powiem, brzydka, niepozytywna szabla. - zmierzyłem groźnie wzrokiem broń.
-Czyli mówisz,że nawet jak cofnę czas do momentu wbicia szabli,to nic ci to nie da? I nawet jak przyspieszę rozkład szabli,to też nic nie da? Albo jak zwyczajnie przedłużę twoje życie....
- Nie mozesz przedluzyc. Nie uda sie. Szabla sie nie rozlozy, jest magiczna. A wokol Lav'a krazy magia Zafoona, wiec nic, co bys zrobila, mu nie pomoze.
- Spytalem sie zanim ona to powiedziala. A przynajmniej mialem zamiar. - odwrocilem sie do Shiby. - A czy widzisz, zeby on chcial umrzec? Znaczy, moze chce, ale wiesz...
Westchnęłam. -Ale skoro i tak nie da się go uratować,to jaki jest sens,żeby się męczył? -Jeśli chcesz,to przyspieszę czas,który ci pozostał,do momentu twojej śmierci. Albo nawet bardziej,do twojego nowego wcielenia...ale nie wiem,czy mi się uda...-zwróciłam się do Laveon'a.
Spojrzałem wściekle na Nira i ze strachem na Shibę. -Nie, dzięki. Khekhekhekhekhekhe... I tak już mi khekhedużokhekheczasukhekheniekhekhezostałokhekhe.
-Sama w to do końca nie wierzę...Ale kiedy musiałam zabić moją znajomą,bo była chora,trochę przesadziłam z przyspieszeniem jej czasu i kilkanaście dni później przyszła do mnie obca mi wilczyca,młodsza ode mnie. Podziękowała mi i przedstawiła się jej imieniem,a potem jeszcze opowiedziała mi że szczegółami swoje życie i wspomnienia dotyczące mnie...
Słyszała pojedyncze głosy. Machnęła bezradnie ogonem. Podniosła się i zaczęła iść przed siebie. Wyczuła tygrysa. Uśmiechnęła się chytrze i nadal szła. Ujrzała niedaleko grupkę tygrysów. Przywarła nisko ziemi i zaczęła biec. Skoczyła na jednego i zaczęła się z nim siłować. Tygrys widział jej kalectwo, jednak nie dał się zabić. Wyrwał się jej i zaczął ją przyduszać. Spojrzała mu głęboko w oczy. Ten jakby znieruchomiał. Tak, jeszcze chwila i by nieżył. Jednak ona od razu nie zabija. Znów go przycisnęła do ziemi. Mimo jednej łapy on nie wyrywał się. W końcu wadera zeskoczyła z niego, a gdy ten podnosił się, ta skoczyła na niego, wgryzając mu się w kark. Szarpał się przez chwilę, po chwili leżał zabity. Uśmiechnęła się i zanurzyła kły w jego cielsku. Po chwili wyciągnęła pysk z kawałkiem mięsa, które szybko zjadła. Na całym pysku miała krew. Tak, to był raj dla niej. Rozejrzała się. Może będzie więcej tych tygrysów? Zaczęła iść, drepcząc po zabitym ciele. Łapy również miała całe we krwi. Ujrzała tygrysy. Te, widząc krew jednego ze swoich zaczęły ją otaczać. Ciekawa sytuacja. Oczy zmieniły kolor na czerwone, wyszczerzyła kły i zaczęła warczeć. Od tyłu jeden skoczył. Ta nagle padła na ziemię, ten przeleciał nad nią i spadł na dwa przed waderą. Jej kły błyszczały w słońcu na czerwono. Trzy odbiegły. Zostało z siedem? Nie wie, nikt nie wie. Po chwili poczuła ostry ból na grzbiecie. Jeden z kotowatych skoczył na nią i przejechał mocno pazurami. Zaskowyczała. Zrzuciła go z siebie, chociaż ten był cięższy. Miała ochotę teraz użyć burzliwości, tak by sobie z chęcią popatrzyła jak się pieczą. Przecież taka walka bez mocy była fajniejsza. Machała ogonem, w końcu skoczyła na dwóch, jednego przydusiła przednią łapą, drugiego tylnymi. Zaczęły się wyrywać. Wadera je puściła. Wszystkie siedem rzuciło się na nią, zdawać by się mogło, że nie ma szans z nimi. Po chwili wszystkie tygrysy zostały odrzucone w drzewa. Wadera była cała we krwi. Nie jej, tylko zwierząt. Podniosła się i otrzepała, następnie podeszła do kotowatych i obrzuciła je gardzącym spojrzeniem. Uśmiechnęła się podle i machnęła ogonem. Na jej ciele nie było już tyle krwi, nadal się uśmiechała. Jej oczy powoli wracały do normalności. Machnęła ogonem i obrzuciła spojrzeniem grupkę wilków, jakby nie wierzyli, że ona, bez jednego oka i jednej łapy nie da rady z tyloma tygrysami. Ziewnęła. Krew powoli kapała z jej kłów na ziemię. Położyła się, ułożyła łeb na łapach, ziewnęła i usnęła.
Ocknęła się, ten sen był jakiś niespokojny. Podniosła się i przeciągnęła. Krew powoli skrzepła, ale ta na jej kłach o dziwo jeszcze nie. Westchnęła i zaczęła sobie spacerować. Nie zważała na nic. Nawet nie widziała celu tego spacerku.
Podniosła łeb do góry. Zawęszyła. Wyczuła Nira siedzącego samotnie. Rozejrzała się i go ujrzała, jakieś pięć metrów od niej. Zaczęła się cicho skradać. Obnażyła kły, jednak nie odezwała się. Krew tak ładnie błyskała. Oczy znów zmieniły kolor na czerwony. Dwa metry. Przywarła blisko ziemi, jeden metr. Nie wiedziała, czy ją czuje czy nie, ważna była dla niej krew.. Warknęła, ruszyła z kłusa i skoczyła na niego.
Czulem Karo z odleglosci 6-7 metrow. Slyszalem dokladnie jak stapa, gdzie kladzie lapy. Wytworzylem sobie jej obraz, przeanalizowalem wszystko. Gdy na mnie skoczyla, schylilem sie, przypadajac do ziemi. Dzgnalem lbem do gory, szacujac, kiedy Karo znajdzie sie nad moimi rogami.
Musiałem najwyraźniej stracić przytomność, bo ocknąłem się dopiero teraz. Wyplułem jeszcze więcej krwi. Czułem, jak opuszczają mnie siły. A mówią, że śmierć jest łatwa. Mnie tam strasznie męczyła.
- Uhm, super - mruknęła, podnosząc się. Po chwili zamarła w bezruchu. Usłyszała głos. Serce jej zaczęło szybciej bić. Krew zeszła z jej kłów, była wystraszona. Zaskomliła i szybko rozglądała się, poszukując kryjówki. Jednak na próżno. Zaczęła się szarpać ze sobą, znaczy z tym duchem. Warknęła, po chwili leżała plackiem na ziemi. Podniosła się. - Odejdź.. już.. - powiedziała, bez sił. Nie miała ochoty z nim jęczeć. - Jaja sobie jakieś robisz? Wykończę Cię i zawsze będziesz ze mną! - Nie.. nie pozwolę.. nie.. nie.. - zaczęła majaczyć, w końcu zemdlała. - Jeszcze chwila.. Przylecę po Ciebie jutro o północy.. masz nie żyć! - zaśmiał się i odleciał. Wadera nadal majaczyła coś pod nosem, nieprzytomna.
Ona ma być martwa? Jak. On przyjdzie, zabierze ją. Zwinęła się w kłębek, i, czego zwykła nie robić, rozpłakała się. On mówił na poważnie. Jego ton zawsze brzmiał tak, gdy mówił na poważnie.
Przeciagnalem sie i poruszylem glowa na boki, az mi cos strzelilo w karku. Ruszylem niespiesznie za wadera, szybko sie z nia zrownalem. - Choc do mojej jaskini. Znam niezla magie, wiec nie znajdzie cie. A jesli, to mam wystarczajaco duzo sily, magii i przyjaciol, by cie ochronic. - spojrzalem do tylu. - Trza sie rozdwoic. - mruknalem.
Przestałem oddychać. Moje serce już nie biło. Z mojego pyska zaczęło wydobywać się coś srebrnego. Przez myśl - ostatnią - przemknęło mi, że moja dusza powinna być chyba czarna, po czym umysł mi się wyłączył. ____________________________ No to pa pa, wilczki...xD
Potrząsnęłam łbem. Zamknęłam oczy. Nic nie powiedziałam. Zamilkłam. Zacisnęłam kły wgryzając się w wargi. Machnęłam ogonem. -Żegnaj-szepnęłam cicho. Otworzyłam oczy i spojrzałam ślepo przed siebie. Podniosłam się. Wyszłam próbując się nie zabić. Co o dziwo mi wyszło.