Teen Wolf
Mieszkania => Jaskinia Niromira => Wątek zaczęty przez: Niromir w Grudzień 17, 2013, 21:16:19
-
Zwykła grota z kamiennym podwyższeniem - łóżko - i małym kamiennym stolikiem. Po drugiej stronie jest kominek.
-
Wszedlem z Laveonem na grzbiecie. Zsunalem go na lozko.
-
-Dz... Dzięki...
-
Usiadlem przy lozku i polozylem prawa lape, z ktorej sypal sie zloty pyl na piersi Lav'a, pod rana. Skupilem sily, by sprobowac go uleczyc.
-
-To... nic nie...nie da... Jeśli ją... wyjmiesz... umrę... - wycharczałem. -Ale tak... też...
-
- Ciiicho. Zawsze przynajmniej dodam ci troche sil, nie? Albo uspie cie, to nie bedziesz nic czul.
-
Wokół rozległ się głośny krzyk, coś typu 'AAAAAAA!!!!'. Po chwili przez jakąś dziurę wpadła wadera, która cudem uniknęła konsekwencji ze strony byłego. Jednak przy lądowaniu walnęła w jakąś szafkę, z której coś wyleciało i wpadło jej do pyska. Krztusząc się podniosła swe cielsko i rozejrzała się.
- Um.. hik.. Sorry.. - powiedziała nieprzytomnym głosem, jakby zaraz miała się przewrócić. Jednak po chwili się przewróciła, znów złamała łapę. Przeklęła kilka razy pod nosem byłego, i znów się podniosła chwiejnie, tym razem się nie przewracając, jednak wszystko przed oczami podwajało jej się.
-
-Khekheuśpićkhekhe?! - spytałem, nie zwracając uwagi na waderę.
-
Spojrzalem z ukosa na wadere.
- A ty co tu robisz? - unioslem brwi. - Oddawaj cos polknela.
Spojrzalem na Lav'a. Przewrocilem oczami.
- Chodzi mi o cos w stylu hibernacji. Gdy bede tego chcial, obudzisz sie.
-
Nadal patrzyłem na Nir'a z niedowierzaniem.
-
- Nie hik! wyrzygam tego.. hik! - warknęła obojętnie. - Ja.. ee.. ja.. on bęc ja bum! Voila!
-
- Polknela rozmaryn. - zawyrokowalem, nie odwracajac sie. - Skazony.
-
-KhekhejakhekhezakhekhepięknykhekhejestemkhekheżebykhekhemniekhekhehiberHik!nowaćkhekheahu.
-
Przewrocilem oczami.
- Ta, za piekny.
-
-khekhenomkhekhe.
-
Spoglądała na nich.
- Ee.. to może ja Hik! Stąd p-pójdę.. - powiedziała, kierując się powoli do wyjścia.
-
Jeszcze raz przewrocilem oczami.
- Moglbys sie ze mna porozumiewac myslami.
Odwrocilem sie natychmiast do wadery.
- Nie tak szybko. Oddaj cos polknela. Skazony rozmaryn jest wysoce niebezpieczny dla wader po ciazy. Zreszta dla wszystkich. Mozesz zapomniec o wszystkim, co przezylas od chwili urodzenia. Zapomnisz jak masz na imie, kim byli toi rodzice, partner, dzieci... Wszystko. To jest trwale. Szczegolnie przez taka ilosc rozmarynu.
-
Spojrzała na basiora z miną 'WTF?'. Przewaliła oczami. Odkaszlnęła kilka razy i z jej pyska wyskoczyła jakaś buteleczka.
- Proszę bardzo.. - burknęła.
-
______________________
A ja mina: O.<' ---> e.O'
-
- Dzieki. - burknalem. Zabralem butelke i przyjrzalem sie jej. Brakowalo korka. - Ekhm... Czujesz zawroty glowy? - spytalem.
-
Obudziłem się. Krew nadal wypływała mi z pyska, ale już mi to nie przeszkadzało. Byłem już na wpół duchem, więc nic mi nie psrzeszkadzało, nawet moja własna szabla w moim własnym ciele.
-
- Nie za bardzo. Może.. pomóc wam w czymś? - spytała obojętnie, ona nie lubiła pomagać.
-
- Tak. - zgodzilem sie, szybko wszystko przemyslawszy. - Usiadz tu, przed kominkiem i poczekaj, ok?
-
Spojrzałem na Nira i tą waderę.
-
- Łoho, a w ogóle to Karoiiina jestem.. - przewaliła oczami.
-
- Niromir... - odparlem w zamysleniu. Zaczalem grzebac w szafkach w poszukiwaniu czegos.
-
Siadła przy kominku i zaczęła gapić się w ogień.
-
Przeszukiwalem szafki.
-
Westchnęła. Zaczęła myśleć, jak zareaguje Ian. Machała smętnie ogonem.
-
Znalazlem w koncu maly skozany woreczek zaciagany sznurkiem. Przysiadlem na zadnich nogach i otworzylem go. Wewnatrz znajdowal sie zloty pyl.
-
Po chwili podniosła łeb. Chciała trochę o nim zapomnieć. To przez niego cały czas lądowała w lecznicy. To przez niego ciągle miała leczoną łapę. Westchnęła.
-
Podszedlem z woreczkiem do wadery.
- Wsyp to do wrzatku i wypij gorace. Wystarczy szczypta. Powinno pomoc.
-
Z żywiołu ziemi stworzyła kubek i go 'utwardniła'. Wlała tam żywiołem wody gorącą wodę i wsypała szczyptę proszku. Szybko połknęła płyn i kubek zniknął. Skrzywiła się.
-
- Nie jest zbyt... Dobre... Ale pomoze. Nie bedziesz sie zachowywac jak po narkotykach.
-
- Dzięki.. - mruknęła trochę przygnębiona.
-
Usiadlem i owinalem sie ogonem wokol kolumny - stalagnata przy wejsciu.
-
- Chyba się będę zbierała. Muszę komuś pokazać, gdzie jego miejsce.. - mruknęła trochę do siebie i podniosła się. Na myśli miała oczywiście byłego, chciała w końcu coś z nim zrobić.
-
Ocknąłem się.
-Laveon. Nir, a co to było to złote? - zainteresowałem się.
-
- Cho.... jasna.. - przeklęła. - Kaira jest sama!
Wybiegła.
-
Spojrzalem na Lav'a.
- Ten zloty pyl? Takie cus z moich lap. Lecznicze cus.
-
-Aaaa... - mruknąłem, będąc myślami już gdzie indziej.
-
Wstalem i zaczalem zamiatac ogonem podloge.
-
Ułożyłem się wygodniej i spojrzałem z wyrzutem na szablę.
-
Spojrzalem z ukosa na Lav'a.
-
Zamyśliłem się.
-Z drugiej strony, już nikt mi jej nie zabierze! - ucieszyłem się. I znów się zamyśliłem. -Muszę się nauczyć chodzić tyłem, bo inaczej nie mam jak walczyć...
-
Przewrocilem oczami.
-
Machnąłem nagle łapą i założyłem je na piersi.
-A tam, tu mi wygodnie. Sorry, Nir, od teraz moja chata... (xD)
-
Spojrzałem na Lav'a, wzdychając w duchu. Od teraz będę miał ciężkie życie. Przewróciłem białymi oczami, powstrzymując się od śmiechu.
-
- Nope. Moja chata. Ty tu tylko mieszkasz. - dodałem, poważniejąc i gapiąc się bezceremonialnie jednym białym okiem na Lav'a.
-
-Ej, ej, ej. Ranny ma pierwszeństwo. I w ogóle, przyniósł byś coś na ząb. - machnąłem ogonem i spojrzałem kątem oka na Nira.
-
Spiorunowalem Lav'a wzrokiem, ale jednoczesnie kaciki moich ust na dlugim zoltym pysku uniosly sie, co zepsulo efekt. Przewrocilem oczami po raz kolejny i wyszedlem powoli, zamiatajac podloge dlygim pierzastym ogonem.
-
Poczekałem, aż kroki ucichną, i skoczyłem na nogi. Na palcach (xD) przebiegłem jaskinię i wymknąłem się cichcem. (Wyszedłem)
-
Wlazłem. Rzuciłem się na łóżko i ugniotłem łapami wyimagowaną poduszkę.
-
Zastrzygłem uchem, zerwałem się i wybiegłem.
-
Wszedlem. Usiadlem przy wejsciu i oplotlem ogonem kolumne.
-
Wbiegła tutaj, zatrzymując się na podłożu i o mały włos się nie wywalając. Westchnęła.
-
Zarzucilem glowa w bok, pokazujac by weszla dalej.
-
Skinęła głową. Weszła do środka i, nadal ze strachem, rozejrzała się.
-
Zmaterializowalem wielkie, ciezkie zelazne drzwi, jak od sejfu. Zabarykadowalem wejscie rowniez piecioma zywiolami, w tym eterem.
- Moge kontrolowac czas i duchy. Moge tez przyzwac mentalnie moich przyjaciol. Mage cie w razie czego teleportowac stad. Moge tez wiecej. Wiec, raczej sobie poradzimy. - usiadlem przed drzwiami, gapiac sie na nie, jakby mialy zrobic cos niezwyklego.
-
- Dzięki.. - mruknęła. Położyła się w kącie, jednak oczy miała szeroko otwarte, nadal się bała.
-
- 11 i pół godziny.. - jęknęła. Nie była w nastroju. W ogóle coś jej mówiło, że z kimś się dzieje coś złego. Sama nie wiedziała co. Westchnęła.
-
- Pieknie - mruknalem, gdy poczulem w sobie cos jakby szarpniecie, a potem pustke. - Lav nie zyje.
-
Wleciałem, przenikając przez ścianę.
-Cóż wy za bunkier tu urządziliście? Tu normalnie wejść się nawet nie da! - fuknąłem, wkładając szablę do pochwy przytroczonej do paska. Lekko migotałem, unosząc się pół metra nad ziemią.
-
- Trza ja ochronic, bo jakis duch ja sciga. - wytlumaczylem Lav'owi, nie zdziwiwszy sie zbytno jego widokiem. - Skoro ty tu wszedles, to i on moze. - zaklalem i wstalem.
-
-Ueee? - spytałem, nie rozumiejąc.
-
Machnalem lapa i zaczalem sie rozgladac.
-
Usiadłem w powietrzu.
-
- Co moglbym zrobic, zeby duchy tu nie weszly? Albo nie wyszly?
-
-Nie wyszły? - nie zrozumiałem. -Ej, a ty chociaż zauważyłeś, że nie żyję? Zresztą, mniejsza. Ty to się pewnie nawet ucieszyłeś, że umarłem!
-
- Jak jakims cudem tu jednak wlezie ten, kto ja przesladuje, to teleportuje ja stad, ale zeby nie poszedl za nami. I tak, zauwazylem, ze nie zyjesz. I jak mozesz tak mowic? Byles moim najlepszym przyjacielem! Byles... Jestes, bo przeciez jako duch tez. Tylko jeszcze jedno takie cos powiedz, a zmienie zdanie.
-
-No więc, ''Alpo'', może po prostu zastaw pułapki na tego duszka? - zaproponowałem, przeciągając się w powietrzu.
-
- Alpo? Chyba Alpho? I ty tez jestes Alpha, ze ci przypomne. I moze bys laskawie wytlumaczyl, jakie pulapki?
-
-Nie, Alpo. I no nie wiem, jakieś takie indiańskie sieci na duchy kiedyś miałem... poszukaj gdzieś w rzece czy tam przywołaj, w każdym bądź razie, działają. Tylko ciekawy jestem, jak ja wtedy wylecę.
-
- Uuuk? Co? - nie zrozumialem.
-
-No, kurczaki - zdenerwowałem się. - Telepatycznie te sieci przywołaj, rozepnij na ścianach i git. Nie wyjdzie. Tylko, że ja też nie.
-
- A wejsc wejdzie? Dobra, sorry, Lav, ale to raczej nie przejdzie. Mozesz wymyslic cos innego?
-
-Wejść wejdzie. - uśmiechnąłem się z samozadowoleniem. -To działa w jedną stronę. Wlazłem kiedyś w takie coś na Bezmyśle. Dopiero szaman mnie uwolnił, reszta dwa dni się z tym zmagała.
-
Gapiła się bez celu w podłogę. Machnęła ogonem.
-
- Eh... Wlasnie, a mial nie wejsc.
-
-No matko, no! Wejdzie i nie wyjdzie, a ty ją wyteleportujesz!
-
- Ale wlasnie o to chodzi, ze tu jest bezpiecznie!
-
- No matko no! - warknęła, przedrzeźniając go. - Nie masz pojęcia, do czego on jest zdolny. On wie, że tu jestem.. czyha na mnie na każdym kroku. Proste? Jak nie rozumiesz, to sobie mogę stąd iść i wystawić się, aby ten dokonał swego. To przez niego nie mam łapy, to przez niego nie mam oka! A gdy dowiedział się, że jestem z Ian'em wpadł w furię, zabił moją watahę w której się poznaliśmy! Bez potrzeby nie łamałam ciągle łapy, to przez niego! To przez niego ciągle uciekałam z lecznicy, to przez niego ciągle się kaleczyłam. Nie robiłam tego specjalnie. Nie byłam sobą. Prawdziwa ja to tchórz, który nic nie umie. To przez niego jestem oschła, ciągle walczę i tak dalej. Bo nie chce, żeby się ze mnie śmiali. Bo chce, żebym była taka jak on. Przez niego popełniłam największe głupstwo, przez które mogłam zginąć kilka lat temu. I co teraz? Dalej Ci tak do śmiechu? - westchnęła. Przez to, że powiedziała to wszystko zrozumiała, że dała mu się wykorzystać. Podniosła się i otrzepała. Warknęła.
- Zaraz będę.. - wybiegła, nim ktokolwiek próbował ją zatrzymać.
-
- Super. - stwierdzilem. - Dzieki, Lav.
-
-Nie ma za co. Nawiasem mówiąc, i tak nie wiem, gdzie są te sieci.
-
Prychnalem.
- To idz ich poszukaj.
-
Ta, ta, gadajcie sobie, a Karo ma dość wszystkiego xD. Zaraz się wykrwawi ;u;
-
-To igła w wieży pełnej igieł. Włóż łapę do wieży pełnej igieł, a paskudnie się pokłujesz. Nic na to nie poradzę. Jestem duchem. Nie mogę nic zrobić. Sorry, Nir, musisz sobie z tym radzić sam.
-
- Co? - zmarszczylem brwi. Uslyszalem wycie. - Slyszales? To chyba Karo. Chodz lepiej, jeszcze mi dom rozwalisz. - wybieglem.
-
Zniknąłem.