Zerknalem na Karo, ale nic nie powiedzialem. W koncu co sie bede wtracac w nieswoje sprawy. Spojrzalem na slonce bialymi oczami, lekki wiatr rozwiewal moie jaskrawe futro. Nagle rzucilo sie na mnie cos, co mialo najwyzej 1/4 mojej masy. Nie zebym byl jakis tlusty, czy cos, ale miesnie i futro sprawialy, ze bylem naprawde wielki. Jak auto, moze troche wiekszy. Wyplatalem sie z gaszczy, w ktore wpadlem i zobaczylem, ze wlecial na mnie z rozpedu wilk. Nie rozpoznalem go, ale wydalalo mi sie, ze gdzies go jednak widzialem. Wilk otrzepal sie i zaczal przepraszac mnie, jednoczesnie zakladajac na glowe brazowy kapelusz kowbojski roza za paskiem. Basior rozejrzal sie - wciaz przepraszajac - i zamarl nagle, widzac Karo.