Wdrapałem się na szczyt. Stanąłem na górze, uprzednio o mało nie wpadając do krateru, czy jak to tam się nazywało. Buchało lekko gorącem i jakby starym capem wysmarowanym tranem z siarką. Spojrzałem z zaciekawieniem do środka, dzięki czemu zyskałem to, że osmaliło mi łeb. Prychnąłem dymem i rozejrzałem się.